czwartek, 28 sierpnia 2014

Czym się kończy jeżdżenie na skróty :-)))




Część 1 tutaj kliknij



Kto wymyślił skróty ?
No kto ?
Na pewno facet...

A. stwierdził ,że jedziemy na skróty z Tolkmicka do Fromborka , tzw. dołem...
No dobra , pełne zaufanie, że wie co robi...:-)))




Piękny las, sielsko anielsko...słońce świeci...
Jedziemy, jedziemy, przy leśniczówce zatrzymujemy się, pytamy o drogę.
Upewniamy się ,że dobrze...
Facet facetowi wytłumaczył, że będzie trochę po torach i czasami trzeba będzie prowadzić rower...
Tiiiiaaaa....

Skręcamy w lewo.
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiii z górki na pazurki 800 m ....
Gdybym nie miała wprawy, to bym się chyba zabiła uuuuuuuuuuuuu....
Jesteśmy na dole...

Wchodzimy na nieczynne tory z rowerami...
Na razie wyglądało to miło o tak...
Da radę jechać , bo tory zasypane korą i zielskiem, kamykami...






A im dalej tym gorzej było, chaszcze się zrobiły niesamowite z pokrzywami.
Jazda po torach wyglądała tak ...
Auć, auć, auć bo skakaliśmy na rowerach.
Podkłady jak na złość nie zasypane.
Co się dzieje z tyłkami, to tłumaczyć nie muszę.

Najpierw był śmiech...
Potem już ani do przodu ani do tyłu...
Pokrzywy, które lały nas po gołych łydkach.
Rozlewisko,  grzęzawisko wokół torów...
Przecież Zalew obok...

Omatkotyjedyna...!
Na początku śmiech, bo było zabawnie, a potem myślałam tylko aby wytrzynmać , aby wytrzymać...

Po drodze most jeszcze , weszłam i stanęłam.
A. przerowadził rower a potem mnie przeczołgał, no przecież mam lęk wysokości !!!
Szpary między tymi kłodami szerokie, do wody tak ze 4 metry na pewno...
Litości...nie dam rady...
Dałam , bo  musiałam...




8 km pokonywaliśmy  2 godziny !!!
Normalnie 15 minut :-)))

Ostanie metry to były takie chaszcze,
że A. wyrywał po kolei rowery i doprowadził je do drogi sam,
bo ja już nie dałam rady ciągnąć swój rower...
Sama ledwo przelazłam , przez te chwasty.

Jak zobaczyłam drogę szutrową,
to się tak ucieszyłam, jakbym autostradę świeżo zbudowaną zobaczyła :-)))

I teraz już żadna droga nie jest mi straszna po takim surviwalu rowerowym :-)))

We Fromborku otrzepaliśmy się z kurzu i zielska, śmieliśmy się z całej tej historii :-)))
Zjedliśmy i poszliśmy na plażę :-)
Jest fajna, bo bardzo dlugo może ze 150 m jest płycizna...
Woda nagrzana i ciepła od słońca w sezonie..

Teraz było już pusto...
Szkoda lata...






Powrót z Fromborka do Elbląga po ciemku na szosie,
pomimo że mamy światła i kamizelki odblaskowe
był swego rodzaju dodatkową atrakcją typu nigdy więcej...

Jak dojechaliśmy do domu, to licznik pokazał ,że przejechaliśmy równiutko 80 km ???
Nieeeeeeeźle ?? !!

Ja byłam sztywna , A. bolał tyłek :-)))

Gorąca kapiel i ani śladu po surwiwalu rowerowym...
Na szczęście mamy wprawę w jeżdżeniu, jesteśmy wytrenowani :-)


A miało być na skróty :-)))




2 komentarze:

  1. No droga przez męke była "przednia " ,ale ile wspomnień pozostanie .

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń